"Holding the Man" daje ambitnemu widzowi mimo wszystko coś więcej niż tylko sztampową wizję rozerotyzowanych homomiłości. To kompendium kulturalno-socjologicznej wiedzy o tamtych czasach, obraz
W czasach intensywnych działań emancypacyjnych różnych środowisk społecznych, coraz częstsze pojawianie się wątków homoseksualnych w kinie nie budzi już takich emocji, jakie budziłoby jeszcze kilkanaście lat temu. Jednak trywializacja tematyki Queer w przemyśle filmowym, objawiająca się choćby masową produkcją prostych i ckliwych melodramatów, wydaje się w obecnej kulturze komercyjnej niestety czymś na porządku dziennym. Dlatego cieszą oko wytrawnego widza wyjątki z tej reguły, takie jak choćby obraz australijskiego reżysera Neila Armfielda z 2015 roku pt. "Holding the Man".
Biograficzny dramat przedstawia historię Timothiego Conigrave’a (Ryan Corr), który w czasach licealnych poznaje Johna Caleo (Craig Stott). Mężczyźni zakochują się w sobie i postanawiają stworzyć stały związek, pomimo homofobicznej postawy społeczeństwa czy nieakceptacji ze strony rodzin głównych bohaterów. Ich ponad piętnastoletnia relacja zostaje wystawiona na wiele prób, z których najtrudniejsza okazuje się być diagnoza medyczna.
W najnowszej produkcji twórcy "Candy" to, co najważniejsze, oprócz wątku miłosnego, dzieje się na dalszym planie. "Holding the Man" jest swoistym przekrojem sytuacji społecznej i kulturalnej Australii drugiej połowy XX wieku, która nota bene bardzo podobnie przedstawiała się także w Ameryce Północnej czy Zachodniej Europie. Pod względem społecznym widz ma szanse przyjrzeć się ówczesnej specyfice wyzwolonej seksualnie bohemy artystycznej, pełnemu niechęci i uprzedzeń stylowi życia klasy średniej czy wreszcie codziennemu funkcjonowaniu osób homoseksualnych w czasach raczkującego ruchu emancypacyjnego tego środowiska. Projekt Australijczyka pod względem kulturalnym ukazuje zmieniające się trendy w modzie i architekturze oraz pewne zalążki ważnego dzisiaj zjawiska drag queen.
Poruszana w filmie problematyka epidemii AIDS (choroba ta od lat 80. zdziesiątkowała miliony ludzi na całym świecie) zbiera niestety swoje żniwo również w kinie, kiedy dokonuje się próby jej historycznej analizy w dziele filmowym. Obraz Armfielda nie odbiega od istniejącego w społecznym dyskursie podświadomego przypisania wyłącznie homoseksualistom powstanie i rozwój tego nieszczęśliwego zjawiska. Nieheteronormatywni bohaterowie melodramatu zostają nasączeni poczuciem winy, wstydu i zrozpaczenia za ich działania w sferze seksualnej, które w pewnym momencie skazane są na przemilczanie i domysły. W takiej sytuacji uniemożliwienie dalszego zabierania głosu postaciom w tym temacie wyklucza u widza nieco głębsze zrozumienie istoty problemu HIV/AIDS wśród społeczności homoseksualnej i wzmacnia u niego (wcześniej opisany) ukuty stereotyp. Odbiorcę mocno może razić ta jednotorowość reżysera w kreowaniu przyczyn tej epidemii, które przecież biorąc pod uwagę choćby skalę problemu, nie są tak oczywiste i jednoznaczne. Podobne uogólnienia można również zauważyć w samym konstruowaniu szablonowych relacji męsko-męskich u Armfielda, które na pierwszy rzut oka są przedmiotowe, powierzchowne i przepełnione seksem. Taka stygmatyzacja niestety nie sprzyja choćby budowaniu współczesnego wizerunku geja czy lesbijki, kreowanego dzisiaj zresztą w ciepłym duchu miłości, troski i rodzinnej otoczki.
"Holding the Man" daje ambitnemu widzowi mimo wszystko coś więcej niż tylko sztampową wizję rozerotyzowanych homomiłości. To kompendium kulturalno-socjologicznej wiedzy o tamtych czasach, obraz (nieco powierzchownie potraktowanej) problematyki AIDS czy wreszcie pewien fragment historii środowiska LGBT z wszystkimi jej niewygodnymi niuansami.