Zagrozenie narasta gdzies w tle, na ekranach telewizorow, a wszyscy maja to w d.., nikt nie wierzy w wybuch wojny. Nie przypomina wam to czegos?
Przypomina mi jak obejrzałem ten film pierwszy raz kilka miesięcy temu. Przez ponad tydzień chodziłem zdołowany i podczas pracy, czy w sklepie, czy na ulicy, patrząc na ludzi zastanawiałem się jak może im się tak lekko żyć. Czy tylko ja czuję taki strach? Czy tylko ja czuję, że to nieuniknione? Może to kwestia tego, że w wiadomościach taka perspektywa nie brzmi tak przerażająco jak w tym filmie, który ja widziałem a inni nie? Być może. Wydaje się mało znany :) Zdałem sobie jednak sprawę z jednej rzeczy. Wszyscy wiedzą jakim zagrożeniem jest wojna nuklearna, ale po co zamartwiać się na zapas czymś na co i tak nie mamy wpływu? Nie mam w dupie, ale nie mam też zamiaru się zamartwiać. O ironio, mam to szczęście, że żyję w centrum dużego miasta, nawet nie zdążę zarejestrować wybuchu bomby :)
Uhm, ciepło, ciepło...
Ale zauważ:
"w wiadomościach taka perspektywa nie brzmi tak przerażająco jak w tym filmie" - w wiadomościach w tym filmie też nie brzmiała
"Wszyscy wiedzą jakim zagrożeniem jest wojna nuklearna" - czyżby..?
:)
ja też i to jeszcze w mieście dosyć istotnym z punktu infrastruktury, które jeżeli do czegoś dojdzie poleci w pierwszej kolejności ee trzeba ćwiczyć bushcraft, dosyć zdrowa i przydatna forma wypoczynku...w przypadku takiego kataklizmu jakiekolwiek miasta należy omijać szerokim łukiem, nawet w przypadku wojny konwencjonalnej, pozostanie w mieście to pewna śmierć..;)
Wiesz co? Co odpowiedziałaby większość ludzi, gdybyś ich spytał, czy chcieliby wiedzieć, jak i kiedy umrą? W większości ludzi zwyciężyłaby ciekawość. Dowiedzieliby się. A teraz pomyśl sobie, jakbyś żył z taką wiedzą?
To dlatego ludzie wolą nie wiedzieć. Jeśli człowiek ma zginąć od wybuchu za dwa lata, to przez dwa lata żyłby w strachu. Takich sytuacji, w których było blisko wojny nuklearnej, już trochę mieliśmy w historii. 1961, 1985, a teraz mamy kolejny czas. Trzeba wierzyć, że się obejdzie.
Nieaktualny. Dziś nikt nie rozpęta wojny nuklearnej, bo przy dzisiejszej broni nuklearnej ta wojna wybiłaby ludzkość i mielibyśmy Metro 2033.
dlugo ci odpowiedz zajela. nawet nie chce wiedziec czemu albo nie chce, wiec jakbys mi powiedział to bym siue nie obraził.
za dużo tej broni i za dużo psycholi mających władzę nad nią żeby całkowicie wykluczyć taką możliwość...oczywiście z pewnością jest o niebo bezpieczniej niż w tamtych czasach ale kto wie jak się potoczy przyszłość...za kilkadziesiąt lat sytuacja może się całkowicie zmienić...nie bez powodu jesteśmy nazywani cywilizacją śmierci;)
Wojna atomowa w 2000 roku, 1990, 1980, 1970, 1960...byłaby taka sama w skutkach, czyli armagedon. Właśnie dlatego i w tamtych czasach nie wybuchła, a temat jest jak najbardziej aktualny.
Broń nuklearna nie zmieniła się jakoś szczególnie od lat 60 - może co najwyżej nośniki są nowocześniejsze.
Największa eksplozja nuklearna jaka miała miejsce kiedykolwiek nastąpiła w 1961 roku - 50-megatonowa radziecka "Tzar Bomba", zmniejszona wersja oryginalnego projektu 100-megatonowego. Uwierz mi, że niczego większego nie trzeba...
Z tego, co pamiętam, również liczba całkowita głowic na świecie jest podobna od długiego czasu - tak więc mamy status quo od wielu dekad w tej kwestii.
Aktualny tylko, że z innej strony. Dzisiaj, w przeciwieństwie do czasów zimnej wojny, wpływowi ludzie mogą być w posiadaniu broni, która zdepopuluje ludzkość, jednocześnie nie powodując opadu radioaktywnego (bądź minimalną jego formę).
Zauważ, iż w takich filmach prezentowane są zawsze losy zwykłych ludzi - bydła idącego na rzeź. Prawdziwe elity pierwsze będą wiedzieć, że wybuchnie trzecia wojna światowa. Tak było zawsze. Oni przetrwają gdzieś pod Alpami, Karpatami, Appallachami, Himalajami, itd. a później wyjdą nauczać tych, którzy ocaleją z pogromu oraz prymitywne społeczeństwa półkuli południowej i krajów trzeciego świata - jako nowi technologiczni bogowie. Przy okazji zbiorą całą rzeszę nowych niewolników.
Tyle, taki scenariusz, w mojej opinii, jest bardziej prawdopodobny obecnie, niż był w czasach rywalizacji pomiędzy USA a ZSRR.
Fallout in a nutshell. Jak byłem gnojem, to myślałem, że lore Fallouta to beka, a tymczasem im bliżej 2077, tym więcej rzeczy się zgadza, nawet tych absurdalnych.
Zwracam uwagę że w latach w których kręcono ten film w arsenałach państw nuklearnych było ponad 60 000 głowic jądrowych, obecnie sumarycznie jest ich mniej niż 20 000. 1/3 tego co było, więc szanse mamy o wiele większe.
głowic może jest teoretycznie mniej, ale jaką mają one moc? To co było kiedyś to pikuś przy współczesnej głowicy i sposobie jej przenoszenia :-)
Układ New START zredukował nośniki omawianych głowic, a to co zostało ma określony udźwig i większość ładunków ma moc liczoną w kilotonach. Sumaryczna moc wszystkich głowic na świecie ma mniejszą moc niż erupcja wulkanu Tambora z 1815 który eksplodował z siłą 1,46 GIGATONY fundując półkuli północnej tzw. rok bez lata. Nie wiem skąd wziąłeś tego pikusia ale odstaw go tam z powrotem.
Bo skąd ludzie mają wiedzieć, że tym razem będzie na serio?
Zresztą tak jak pisze kolega wyżej:
"Zdałem sobie jednak sprawę z jednej rzeczy. Wszyscy wiedzą jakim zagrożeniem jest wojna nuklearna, ale po co zamartwiać się na zapas czymś na co i tak nie mamy wpływu? Nie mam w dupie, ale nie mam też zamiaru się zamartwiać."
A tak z innej beczki - film na dobrą sprawę nie istnieje w przestrzeni publicznej, Nie miałby widowni?
To chyba jednak całkiem odrębny temat - waham sie jak go zdefiniować bez przypinania łatek i kopania po kostkach.
Dyskusja sprzed 5 lat, ale... :)
Broń atomowa, nawet w połączeniu z biologiczną i chemiczną (która jest raczej krótkodystansowa, bo jakoś i czymś trzeba ją przenieść na teren przeciwnika a samoloty po jednym nalocie będą bezużyteczne - nie będą istniały bazy wojskowe, które mogłyby je uzbroić ponownie) nie jest w stanie zniszczyć ludzkości. To co widzimy w filmie to Anglia, tak prawdopodobnie wyglądałaby również cała Europa, Rosja i USA, ale na pewno nie reszta świata.
Nasza planeta jest zwyczajnie za duża. Wymiana ciosów byłaby głównie na półkuli północnej, pomiędzy mocarstwami i ich sojusznikami. Nikt nie marnowałby "cennych" bomb żeby je spuszczać na taką Afrykę, Amerykę Płd wyspy Pacyfiku czy wiele, wiele innych dziur jeśli mógłby je zrzucić na łeb przeciwnika. Zamiast zrzucać atomówkę czy chemię na jakieś argentyńskie chilijskie, kolumbijskie etc. fawele, jakieś wyspy gdzie z jednego krańca na drugi można napluć czy jedną wielką pływającą pustynię jaką jest Australia (dostałoby raptem kilka największych miast) wszyscy zaangażowani woleliby sobie jeszcze nawzajem poprawić. Kto zrzucałby bomby na taki Nepal, Tybet, Afganistan, etc gdy obecne tam góry sprawiłyby, że to broń atomowa stałaby się nieefektywna.
Dla całej półkuli północnej taka wojna byłaby tragedią, ale przetrwałyby miliardy ludzi na południu i to praktycznie nietknięci wojną.
Ich państwa wyrosłyby na nowe światowe potęgi. Unicestwianie siebie nawzajem tylko po to by inni mogli zając twoje miejsce, to naprawdę średnio realny scenariusz. Prędzej już pszczoły powymierają i się zaczniemy o żywność nawzajem wyżynać, ale to będą lokalne konflikty.
Ale tymi południowymi społeczeństwami można byłoby nadal zarządzać, ku uciesze elit ukrytych w bezpiecznych podziemnych bunkrach. I jeśli mówimy o wojnie jądrowej to opad radioaktywny poważnie zachwiał by całą populacją ludzkości, nie tylko północą. Liczba ludzi na planecie została by zredukowana w każdym miejscu. Zaś tacy ocaleni to idealni niewolnicy dla nowych - starych panów. Film to wyraźnie pokazał, zwykli ludzie nie mają nic do gadania.
Ta broń paradoksalnie właśnie trzymała przez dekady ludzi w ryzach. Jest czynnikiem zastraszającym i odstraszającym jednocześnie. Dlatego coraz więcej państw znajduje się w jej posiadaniu. Każdy wie że jeśli ktoś będzie próbował położyć palec na symbolicznym "czerwonym przycisku" to ruszy efekt domina i ze świata który znamy nie zostanie nic a IV wojna światowa będzie na patyki i kamienie. Dlatego nikt nie wychodzi poza wojnę konwencjonalną. Każdy dyktator straszy ale wie że to wyrok śmierci bo wojna nuklearna to coś czego nie da się wygrać. Jeśli cię to pocieszy, to powiem ci że nawet dzisiejsze niespokojne czasy mają się nijak do atmosfery okresu Zimnej Wojny gdzie zagrożenie nuklearne było bardzo wyczuwalne. W telewizji pokazywano instruktarze jak zachować się po ataku atomowym, ludzie mieli schrony i zapasy wody w piwnicach, sowieci budowali bunkry dla elit, pokazywano 'zegar zagłady'...Absolutna panika i strach nawet wśród polityków którzy po latach wspominali ten okres. Poza tym w naszych czasach nie trzeba atomówki. Wystarczy scenariusz z książki Blackout ;)